Pamiętacie jak wspominałam, że nękają mnie mole spożywcze? Otóż uporałam się z nimi i miałam robić nawet notkę na ten temat (pomyślałam że kozak ze mnie skoro tak szybko i sprawnie mi poszło, a po molach ślad zaginął), kiedy zobaczyłam (a konkretnie dziś, a jeszcze konkretniej przed chwilą) mola wylatującego z szafki. Sprawnie wyjęłam wszystko i zaczęłam inspekcję.
Wiecie gdzie były dziady?! W zamkniętych woreczkach z kaszą gryczaną (jak tam weszły?czy już tam były?). Ale podejrzewam, że były bo w jednym fruwało ich ze 20 i nie mogły się wydostać...tylko skąd się wziął ten co latał po kuchni...Nie mam już cierpliwości do tych złośliwców, ciągle trzeba wyrzucać jedzenie ledwie kupione...
Nie ma silniejszego nad mola upierdliwego. Toczę pianę waląc głową w ścianę, bo facepalm to za mało...
Wiecie gdzie były dziady?! W zamkniętych woreczkach z kaszą gryczaną (jak tam weszły?czy już tam były?). Ale podejrzewam, że były bo w jednym fruwało ich ze 20 i nie mogły się wydostać...tylko skąd się wziął ten co latał po kuchni...Nie mam już cierpliwości do tych złośliwców, ciągle trzeba wyrzucać jedzenie ledwie kupione...
Nie ma silniejszego nad mola upierdliwego. Toczę pianę waląc głową w ścianę, bo facepalm to za mało...
