Chciałabym już być po studiach.Ominąć wszystkie etapy błędnych decyzji.Mam już dość.Zepsułam i namieszałam nie mało w swoim życiu i rozumiem że na błędy trzeba cierpieć ale ile?
Dzisiaj stanęłam w obronie powiem tak przyjaciółki ale nie od serca.Chłopaki z klasy się jej czepiali. Na ich czele stał matą totalny dres, pełen schemat, głupi jak podeszwa buta, ubrany jak kibol, mówiący językiem że tak to ujmę niestosownym do miejsca.Pozostali to chłopaki z dobrych rodzin i sądziłam że mają trochę oleju w głowie przez to że mają wykształconych rodziców ale muliłam się.Wszyscy są tacy sami-niestety.
Dokuczali jej a ja trochę bez skutecznie skierowałam ich uwagę na mnie.Wyglądało to naturalnie ale musiałam się nie lada natrudzić żeby przyczepili się wyłącznie do mnie.Nie jestem frajerem co bierze wszystko za innych na siebie, po prostu ja mam prostą zasadę "bronić swoich" a że uważam tą osobę za kogoś z mojego kręgu to musiałam, coś zrobić po prosty tak mam.
Kiedy ktoś mnie obraża to strasznie boli, wszystko biorę do siebie i ryczę później w WC.Jestem 'ciapą' i nie umiem się bronić.
Skończyło się na tym że oni się śmiali a my byłyśmy wkurzone.
Wróciłam do domu, a tam od progu babcia że nic nie piję.Dopiero gadała że nic nie jem teraz przeszła na wodę, nie mogę już wytrzymać z jej humorami.
Pokłóciłam się z mamą o nic tak naprawdę, ale wypomniała mi to że nie pracuje.Mam 15 lat i ona ma o to do mnie pretensje? Masakra.Jak coś chce to potrafi okazać miłość do córki a jak już jestem zbędna to mam mnie gdzieś.
Dziś uświadomiłam sobie że nie osiągnę nic w życiu.Na medycynę i religioznawstwo się nie dostanę(na studia). O pracy to ja już nie wspomnę.Marzę aby pójść do wojska ale jestem dziewczyną i jak już moje marzenie by się spełniło i byłabym "gdzieś"to jako kobieta nic nie osiągnę bo nikt na to mi nie pozwoli przez płeć.
Nie wiem co będzie z dietą,jestem wkurzona i mam ochotę się najeść.Walczę , przegrywam nie to że jem ale jestem bardziej głodna niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mam pojęcia jak to zwalczyć.Poczekam do jutra.Jeśli się poddam mogę się załamać , jeżeli nie to będę najszczęśliwsza na świecie.
Pokłóciłam się z przyjacielem,odprawiłam dwóch natrętów.
Boli strasznie bo mi zależy na tym czymś między nami a tu kolejna kłótnia ale tym razem na poważnie.Piszę,dzwonie,nic. Cała się trzęsę z strachu przed utratą tego nieznośnie fajnego mena.
ech..pesymistka ze mnie wyszła.
Dzisiaj stanęłam w obronie powiem tak przyjaciółki ale nie od serca.Chłopaki z klasy się jej czepiali. Na ich czele stał matą totalny dres, pełen schemat, głupi jak podeszwa buta, ubrany jak kibol, mówiący językiem że tak to ujmę niestosownym do miejsca.Pozostali to chłopaki z dobrych rodzin i sądziłam że mają trochę oleju w głowie przez to że mają wykształconych rodziców ale muliłam się.Wszyscy są tacy sami-niestety.
Dokuczali jej a ja trochę bez skutecznie skierowałam ich uwagę na mnie.Wyglądało to naturalnie ale musiałam się nie lada natrudzić żeby przyczepili się wyłącznie do mnie.Nie jestem frajerem co bierze wszystko za innych na siebie, po prostu ja mam prostą zasadę "bronić swoich" a że uważam tą osobę za kogoś z mojego kręgu to musiałam, coś zrobić po prosty tak mam.
Kiedy ktoś mnie obraża to strasznie boli, wszystko biorę do siebie i ryczę później w WC.Jestem 'ciapą' i nie umiem się bronić.
Skończyło się na tym że oni się śmiali a my byłyśmy wkurzone.
Wróciłam do domu, a tam od progu babcia że nic nie piję.Dopiero gadała że nic nie jem teraz przeszła na wodę, nie mogę już wytrzymać z jej humorami.
Pokłóciłam się z mamą o nic tak naprawdę, ale wypomniała mi to że nie pracuje.Mam 15 lat i ona ma o to do mnie pretensje? Masakra.Jak coś chce to potrafi okazać miłość do córki a jak już jestem zbędna to mam mnie gdzieś.
Dziś uświadomiłam sobie że nie osiągnę nic w życiu.Na medycynę i religioznawstwo się nie dostanę(na studia). O pracy to ja już nie wspomnę.Marzę aby pójść do wojska ale jestem dziewczyną i jak już moje marzenie by się spełniło i byłabym "gdzieś"to jako kobieta nic nie osiągnę bo nikt na to mi nie pozwoli przez płeć.
Nie wiem co będzie z dietą,jestem wkurzona i mam ochotę się najeść.Walczę , przegrywam nie to że jem ale jestem bardziej głodna niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mam pojęcia jak to zwalczyć.Poczekam do jutra.Jeśli się poddam mogę się załamać , jeżeli nie to będę najszczęśliwsza na świecie.
Pokłóciłam się z przyjacielem,odprawiłam dwóch natrętów.
Boli strasznie bo mi zależy na tym czymś między nami a tu kolejna kłótnia ale tym razem na poważnie.Piszę,dzwonie,nic. Cała się trzęsę z strachu przed utratą tego nieznośnie fajnego mena.
ech..pesymistka ze mnie wyszła.