Byłam dzisiaj w domu dziecka. Dla wyjaśnienia – pracuję jako wolontariuszka w dni wolne od zajęć i wszelkich obowiązków. Bardzo lubię tę formę spędzania wolnego czasu i z tego powodu bardzo się udzielam. Tak więc dziś o 11 popędziłam na autobus, prosto do domu dziecka. Ta wizyta wprowadziła mnie w swoistą melancholię.
Zajmowałam się dziećmi w wieku od dwóch do sześciu lat. Malutkie szkraby. Przyznam się, że jestem znana z tego, iż mam doskonały kontakt z maluchami. I tymi młodszymi, jak i tymi już starszymi. Właśnie dlatego dzieci dosłownie rzuciły się na mnie, gdy zobaczyły mnie w progu. Heh, odebrałam zajęcie innym wolontariuszom Zawsze podczas tych wizyt bawię się świetnie. One wszystkie są takie ufne, przytulają się, siadają na kolanach, mówią „ciociu...” – potrzebują miłości. Podczas zabawy z nimi, patrzę na ich roześmiane, skupione twarze, piękne buźki, które dopiero poznają świat. I zastanawiam się, jak można wyrzec się takiego skarbu? Jak można je porzucić, nie przyznawać się do niego? I gówno mnie obchodzi, że któraś zaszła w nieplanowaną ciążę, jest za młoda, nie ma środków na wyżywienie, warunków, czy jeszcze coś innego. ZAWSZE jest wyjście. Ja sama jestem bardzo młodą osobą, ale szczerze się przyznam, że jestem gotowa na macierzyństwo. Oczywiście to jeszcze na pewno nie jest właściwi czas, przede wszystkim nie ma z kim. Ale, jak mówiłam, jestem o trzy kroki dalej od moich rówieśników. Zamordowałabym wszystkie mamusie i mateczki, które wyrzekły się tych biednych, małych szkrabów, których życie, najprawdopodobniej głęboko naznaczy do końca ich dni. Dom dziecka będzie ich piętnem, którego nie będą umiały się pozbyć. Sama mam w rodzinie kuzynkę, która jest z domu dziecka i nadal nie czuje się komfortowo z moją ciotką, która jest jej matką.
By the way, bawiłam się świetnie z tymi malcami, oczywiście, jak tylko zauważyli mój telefon, cała zgraja rzuciła się na mnie z pytaniem „mogę zaglać ciocia?”. Przygarnęłabym je wszystkie!
Oczywiście powrót był pełen smutku i żalu nad ich biednym losem. Mam nadzieję, że niedługo znów uda mi się tam wpaść. Najgorsze było pożegnanie. Maluchy nie chciały mnie puścić. Jeden nawet, desperacko zabrał mi torebkę i zaczął uciekać, bylebym tylko została na dłużej
Gdy powiedziałam, że jadę do domu, nie rozumiały co mam na myśli… i właśnie wtedy łezka stanęła mi w oku…
Zajmowałam się dziećmi w wieku od dwóch do sześciu lat. Malutkie szkraby. Przyznam się, że jestem znana z tego, iż mam doskonały kontakt z maluchami. I tymi młodszymi, jak i tymi już starszymi. Właśnie dlatego dzieci dosłownie rzuciły się na mnie, gdy zobaczyły mnie w progu. Heh, odebrałam zajęcie innym wolontariuszom Zawsze podczas tych wizyt bawię się świetnie. One wszystkie są takie ufne, przytulają się, siadają na kolanach, mówią „ciociu...” – potrzebują miłości. Podczas zabawy z nimi, patrzę na ich roześmiane, skupione twarze, piękne buźki, które dopiero poznają świat. I zastanawiam się, jak można wyrzec się takiego skarbu? Jak można je porzucić, nie przyznawać się do niego? I gówno mnie obchodzi, że któraś zaszła w nieplanowaną ciążę, jest za młoda, nie ma środków na wyżywienie, warunków, czy jeszcze coś innego. ZAWSZE jest wyjście. Ja sama jestem bardzo młodą osobą, ale szczerze się przyznam, że jestem gotowa na macierzyństwo. Oczywiście to jeszcze na pewno nie jest właściwi czas, przede wszystkim nie ma z kim. Ale, jak mówiłam, jestem o trzy kroki dalej od moich rówieśników. Zamordowałabym wszystkie mamusie i mateczki, które wyrzekły się tych biednych, małych szkrabów, których życie, najprawdopodobniej głęboko naznaczy do końca ich dni. Dom dziecka będzie ich piętnem, którego nie będą umiały się pozbyć. Sama mam w rodzinie kuzynkę, która jest z domu dziecka i nadal nie czuje się komfortowo z moją ciotką, która jest jej matką.
By the way, bawiłam się świetnie z tymi malcami, oczywiście, jak tylko zauważyli mój telefon, cała zgraja rzuciła się na mnie z pytaniem „mogę zaglać ciocia?”. Przygarnęłabym je wszystkie!
Oczywiście powrót był pełen smutku i żalu nad ich biednym losem. Mam nadzieję, że niedługo znów uda mi się tam wpaść. Najgorsze było pożegnanie. Maluchy nie chciały mnie puścić. Jeden nawet, desperacko zabrał mi torebkę i zaczął uciekać, bylebym tylko została na dłużej
Gdy powiedziałam, że jadę do domu, nie rozumiały co mam na myśli… i właśnie wtedy łezka stanęła mi w oku…