Moja Mama miała wczoraj 60-te urodziny. Zadzwoniłam po 20tej i myślałam, że serce mi pęknie, gdy usłyszałam ją od razu przy słuchawce szpitalnego telefonu. Cały dzień była w pobliżu czekając na telefon. Byłam jedyną osobą, która zadzwoniła.
To jest tak... bolesne, że miałam ochotę walić pięścią w mur albo pobiec jak najdalej... by pozbyć się tego uczucia.
I jeśli dla mnie to było tak bolesne to jakie to musiało być dla Niej?
Od wczoraj czuję przeraźliwy smutek, złość, rozczarowanie. Do Taty. Do Braci. Do rodziny Mamy. Nie wytrzymałam i napisałam rodzeństwu bardzo dosadnie co myślę. O tej sytuacji i globalnie o ich zainteresowaniu rodzicami. O ile Kwas się stara, chociaż czasem potrzebuje kopniaka ode mnie na rozpęd o tyle mam wrażenie, że Virus ma ich kompletnie gdzieś. Byli potrzebni, gdy go wychowywali albo w dorosłym życiu wyciągali z wszelkich kłopotów finansowych.
Mimo, że mieszkają niedaleko domu rodzinnego nie fatygują się do nich, by pomóc. Mimo, że moja Mama jest już 4 miesiąc w szpitalu nie byli tam nigdy poza tymi sytuacjami, gdy ja przyjeżdżałam. Kurwa!
W sobotę jadę do Wrocławia na kilka dni. Zatrzymam się gdziekolwiek, byle nie w mieszkaniu moich Braci. Jakoś nie mam ochoty na spotkanie czy rozmowę.
I nie chodzi o to, że jestem "aniołem", bo absolutnie tak nie jest. Jestem zła na siebie, bo poziom żalu, który we mnie kipi w stosunku do choroby mojej Mamy wylewa się ze mnie i bywam dla niej nieprzyjemna w rozmowie. Potrafię w ten sposób z łatwością sprawić jej przykrość. Staram się nad tym panować, ale to dla mnie trudne. Nauczę się, na pewno się tego nauczę...
To jest tak... bolesne, że miałam ochotę walić pięścią w mur albo pobiec jak najdalej... by pozbyć się tego uczucia.
I jeśli dla mnie to było tak bolesne to jakie to musiało być dla Niej?
Od wczoraj czuję przeraźliwy smutek, złość, rozczarowanie. Do Taty. Do Braci. Do rodziny Mamy. Nie wytrzymałam i napisałam rodzeństwu bardzo dosadnie co myślę. O tej sytuacji i globalnie o ich zainteresowaniu rodzicami. O ile Kwas się stara, chociaż czasem potrzebuje kopniaka ode mnie na rozpęd o tyle mam wrażenie, że Virus ma ich kompletnie gdzieś. Byli potrzebni, gdy go wychowywali albo w dorosłym życiu wyciągali z wszelkich kłopotów finansowych.
Mimo, że mieszkają niedaleko domu rodzinnego nie fatygują się do nich, by pomóc. Mimo, że moja Mama jest już 4 miesiąc w szpitalu nie byli tam nigdy poza tymi sytuacjami, gdy ja przyjeżdżałam. Kurwa!
W sobotę jadę do Wrocławia na kilka dni. Zatrzymam się gdziekolwiek, byle nie w mieszkaniu moich Braci. Jakoś nie mam ochoty na spotkanie czy rozmowę.
I nie chodzi o to, że jestem "aniołem", bo absolutnie tak nie jest. Jestem zła na siebie, bo poziom żalu, który we mnie kipi w stosunku do choroby mojej Mamy wylewa się ze mnie i bywam dla niej nieprzyjemna w rozmowie. Potrafię w ten sposób z łatwością sprawić jej przykrość. Staram się nad tym panować, ale to dla mnie trudne. Nauczę się, na pewno się tego nauczę...